Questo fine settimana abbiamo raccolto i peperoni del nostro orto in terrazza... ormai forse gli ultimi di quest'anno... anche se i peperoni sembrano non arrendersi ancora all'evidenza che l'estate è finita (come alcune persone che conosco che continuano ad andare al mare tutti i giorni anche col brutto tempo :))... almeno io spero che sia finita, perché sono stufa del caldo e non vedo l'ora che inizi il bell'autunno dorato pieno di colori, sapori e profumi...
W ten weekend zebraliśmy papryczki z naszego ogródka na tarasie... prawdopodobnie ostatnie w tym roku... chociaż wydaje mi się, ze nasza papryka wcale nie chce przyjąć do wiadomości faktu, ze lato się kończy i nie ma sensu produkować nowych kwiatków, bo nic z tego nie będzie... takie już są uparte te papryki :) Zresztą podobnie jak niektórzy moi znajomi, którzy nie poddają się i chodzą nad morze codziennie (od miesięcy) nawet przy brzydkiej pogodzie... Ja za to ku ich zgrozie mam nadzieje, ze to upalne i wilgotne lato już się skończyło i w końcu przyjdzie piękna złota jesień pełna kolorów, smaków i zapachów...
Nella foto vedete i peperoni che in teoria dovevano essere rossi e gialli, ma sono sempre rimasti verdi... e poi i peperoncini Jalapeño (quelli più grandi) e qualche peperoncino messicano (quelli rossi più
piccoli) entrambi piccantissimi.
A to moje papryki, które teoretycznie miały być czerwone i żółte, ale nie zmieniły koloru i zostały zielone... Potem mamy czerwone papryczki Jalapeño (te większe) i meksykańskie (te mniejsze) obydwie bardzo ostre.
Ora è arrivato il momento dell'orto invernale, infatti ho seminato le carote, il porro, l'insalata, i finocchi, la bieta e il cavolfiore. E' la prima volta, perché non ho ancora coltivato gli ortaggi invernali, ma dicono che crescono "da soli", perché piove di più e quindi non c'è bisogno di innaffiarli e non dovrebbero avere gli "animaletti". Speriamo.
Teraz przyszła pora na ogródek zimowy, wiec posiałam (oczywiście w donicach) marchew, pora, sałatę, koper włoski i kalafior. To mój debiut, bo jeszcze nie uprawiałam tzw. "zimowych warzyw" (tak się nazywają po włosku), ale podobno nie wymagają wiele pracy, bo zimą pada deszcz :), więc wszystko samo się podlewa i samo rośnie... tak przynajmniej twierdza, a jak będzie zobaczymy...
No comments:
Post a Comment